Mój chłopak powiedział mi, że ludzie w pornosach tak naprawdę nie uprawiają seksu, co mnie bardzo zdziwiło. Kłóciłam się z nim, aż pokazał mi film pornograficzny z nim w roli głównej!! A najdziwniejsze jest to, że na filmie to nie był jego penis! Sam przyznaje, że ma mniejszego i cieńszego. Reszta się zgadza. Oglądałam ten film jeszcze dziesiątki razy. Zgadzają się nawet pieprzyki na plecach. W końcu ci od filmu mi odpisali na pytanie jak to możliwe: „To tylko film”.
Cały mój światopogląd legł w gruzach.
Mam 20 lat i jestem bardzo wstydliwa. Nigdy nie miałam chłopaka, przy poznawaniu nowych ludzi ledwo jestem w stanie się przedstawić. Paraliżuje mnie fakt, że ktoś może mnie źle ocenić. Nie potrafię się otworzyć i z każdą próbą zrażam się coraz bardziej. Mało rozmawiam z ludźmi, czasami przez cały dzień nie rozmawiam w ogóle. Wszystkie problemy duszę w sobie, co wpływa bardzo destrukcyjnie na moje samopoczucie i poczucie własnej wartości. Coraz bardziej zamykam się w sobie i czuję się bardzo samotna. Dusi mnie obawa, że tak już może zostać na zawsze. Nie mam odwagi zagadać do mężczyzny, który mi się podoba, w sklepie zakupy robię bardzo szybko, unikam kontaktu wzrokowego, cały czas wydaje mi się, że ktoś obcina mnie wzrokiem. Nie pomagają żadne motywacyjne filmiki, sentencje itd. Rozmowa z najbliższymi też nic nie daje. Po prostu jestem chorobliwie wstydliwa i boję się oceny innych ludzi. Są dni, że aż mam ochotę porozmawiać ze znajomymi na studiach, ale jak dochodzi co do czego, to nie daję rady. Zapytana o cokolwiek, odpowiadam szybko i rzeczowo. Jest mi z tym bardzo ciężko i choć wiele razy próbowałam, to nie umiem tego zmienić.
Nie jestem typem uczennicy, która spędza całe życie nad książkami, ale z matematyki jestem całkiem niezła — zazwyczaj udaje mi się wypracować czwórki, czasem nawet piątki. Wiadomo jednak, że każdemu zdarza się totalnie zapomnieć o zadaniu domowym. Takiego właśnie dnia, kiedy nauczycielka zaraz po rozpoczęciu lekcji powiedziała: „Warto byłoby sprawdzić dziś komuś zadanie”, poczułam, jak oblewa mnie zimny pot, bo znając moje szczęście, zaraz miało paść na mnie. Niepewnie uniosłam rękę, starając się, by wyglądało to tak, jakbym trzymała ją tak od dawna, szykując się na awanturę, kiedy zgłoszę spóźnione nieprzygotowanie.
Nauczycielka zauważyła to i powiedziała do mnie: „Miło, że się zgłaszasz, ale od ciebie brałam już zadanie i wiem, że nie masz z tym problemów”.
Tym razem mi się upiekło. :)
Mam 37 lat. Trzy tygodnie temu zauważyłem, że wszystkie paznokcie u rąk mają ciemne odbarwienia. Nie zwróciłem na to specjalnej uwagi, ale jak żona to zobaczyła, wystraszyła się, powiedziała, że u nich w szpitalu to się czasem kończy nawet amputacją palców i nie wolno tego bagatelizować. W internecie doczytała, że to może być czerniak, choć to raczej nie to, bo plamy są na wszystkich palcach. Znajoma lekarka przyznała, że to dziwne. Poszedłem więc do swojego lekarza, a on kazał mi obciąć końcówki paznokci i wysłał je do laboratorium, jutro mam ustalone badanie krwi.
Trzy dni temu pod prysznicem, z nudów chyba, zacząłem czytać opakowanie szamponu do barwienia siwych włosów, który dostałem od żony miesiąc temu — bo kto normalny czyta instrukcję używania szamponów? A tam stoi jak wół: szampon należy wmasowywać tylko wewnętrzną stroną dłoni, unikać kontaktu z palcami, gdyż barwnik może powodować odbarwienie paznokci...
Śmiechom i żartom nie było końca.
Szampon działa na siwe włosy rewelacyjnie, jutro idę kupić taki sam do brody!
Pracowałam kiedyś jako wolontariuszka na misjach w Afryce. To było moje marzenie, poleciałam na 3 lata, pomagałam w prowadzeniu szkoły. Dyrektorką szkoły była polska zakonnica. Mam wielki szacunek do misjonarzy, ale ta osoba była totalnie nie na miejscu – po kilku latach w Afryce nadal mówiła tylko po polsku (i to nie najlepiej gramatycznie), nie miała kontaktu z ludźmi i jakoś tak nie umiała w nikim wzbudzić szacunku.
Chcąc czuć się ważna, uparła się, że będzie pomagać jednemu chłopcu, „bo nie rośnie”. Nosiła mu codziennie kubek mleka do picia, dawała witaminy, zagadywała każdego polskiego lekarza, który pojawiał się na naszej misji, jak może pomóc chłopcu i co zrobić, by był większy. Rzeczywiście dzieciak był najniższy w klasie, ale działania zakonnicy budziły śmiech u wszystkich, a ona nie rozumiała dlaczego.
Dopiero przed samym wyjazdem, gdy wpadła na pomysł leczenia hormonalnego tego dzieciaka, powiedziałam jej, że jest on Pigmejem i już więcej nie urośnie...
Od dawna usiłuję namówić moją dziewczyną do oglądania ze mną filmów grozy. Mam słabość do takich seansów i bardzo bym chciał, aby moja ukochana też się w to wciągnęła, tymczasem ona twierdzi, że to zupełnie nie jej klimat i że nie ma nic przeciwko ludziom lubiącym horrory, ale ten rodzaj produkcji uważa za dość mało ambitny. Umówiłem się z nią, że jeśli ona pójdzie ze mną do kina na horror, to ja wybiorę się z nią na dowolną, wybraną przez nią imprezę.
Tym sposobem wylądowałem na 18-godzinnym przeglądzie białostockiej sceny disco polo. „Jak się bawisz?” – zapytała mnie moja dziewczyna. Widząc moją skrzywioną minę, zaśmiała się – „No, to teraz wiesz, jak się czuję, oglądając horrory o zombie”.
Nie zapomnę miny mojej żony, gdy raz spontanicznie na dworcu stanęła na wadze.
Przerażenie, załamanie, w oku błysnęła nawet chęć samobójstwa chyba.
Następnie wyraźna i niepohamowana żądza mordu, gdy zwijałem się ze śmiechu.
Uratował mnie syn, przytomnie zwracając jej uwagę na fakt, że zapomniała zdjąć plecak. Dosyć ciężki.
Pojęcie „życia na krawędzi” nabrało dla mnie nowej głębi. Bungee i takie tam jest dla cieniasów. Prawdziwą dawkę adrenaliny zapewnić może tylko kobieta.
Moi dziadkowie mieszkają na wsi. Mają w domu kibelek, ale można tam robić tylko siku, bo rury stare i wąskie. Na dwójkę trzeba się udać na dwór, do drewnianego wychodka. Tak było od zawsze i jest do tej pory. Wymiana rur wiązałaby się ze sporym remontem i dziadkowie nie chcą. Mówią, że oni się już przyzwyczaili, a taki remont to duży koszt i kłopot i nie ma mowy. Kategorycznie nie, bo po co to komu.
Kiedy byłam mała, to często do nich jeździłam i zostawałam na noc lub na kilka dni. Uwielbiałam to, bo mam to szczęście, że to cudowni, ciepli ludzie. Babcia zawsze robiła tonę jedzenia i piekła ciasto. Dziadek naprawiał zabawki (oraz wszelkie inne rzeczy) i opowiadał ciekawe historie czy bajki. Tylko ta nieszczęsna toaleta! Kiedy było lato i ciepło, to pół biedy, ale najgorzej kiedy była noc, zima albo deszcz. Wtedy pójście do tego wychodka to był dla dziecka koszmar. Szczególnie że nie było tam prądu i kiedy było ciemno, to trzeba było sobie świecić latarką.
Babcia wymyśliła więc, że kupi nocnik. Wstawiała mi go do muszli klozetowej i tam miałam załatwiać swoje grubsze potrzeby (ale tylko w nocy lub podczas brzydkiej pogody). Tak też robiłam, a babcia to potem wyrzucała. Kiedy byłam starsza, to sama to wyrzucałam, a później już po prostu chodziłam do tego nieszczęsnego wychodka.
Ostatnio znowu przyjechałam odwiedzić dziadków (zostałam na weekend). Na szczęście oboje nadal żyją i mają się dobrze.
W nocy zachciało mi się kupę. Wstaję, patrzę przez okno, a tu leje jak z cebra. Ciemno, zimno — cholera. Bardzo nie miałam ochoty wychodzić. Myślałam, że wytrzymam do rana, ale nie. Musiałam iść już zaraz, teraz.
Poszłam do łazienki i zajrzałam pod wannę. Tam babcia zawsze chowała nocnik. Tyle lat minęło, a on nadal tam był! Na szczęście babcia nie lubi niczego wyrzucać, bo może się jeszcze przyda.
Przydał się.
Zrobiłam, co trzeba, zalałam to wodą, przykryłam gazetą (żeby nie było czuć) i schowałam głęboko pod wannę.
Rano wstałam przed wszystkimi i to wyrzuciłam.
Nikt się nie dowiedział i się nie dowie. Wstyd jak nie wiem.
Mam 21 lat i zrobiłam kupę do dziecięcego nocnika, bo nie chciało mi się iść na dwór, do wychodka.
Od urodzenia wychowywałem się w patologicznej rodzinie, nie była to patologia jak każda, bo moja mama naprawdę chciała dobrze, ale jej nie wychodziło. Byłem dzieckiem niechcianym, moja mama urodziła mnie w wieku 17 lat, ojciec wolał wydać pieniądze na papierosy i kafejki internetowe niż na pieluchy. Szybko się rozstali, od tamtego czasu moja mama zmieniała chłopaków jak rękawiczki, każdy był typem spod ciemnej gwiazdy. Przez każdego była bita i wyzywana, mnie też to nie ominęło. Po pewnym czasie sama zaczęła mnie bić i wyzywać, potrafiła dać mi w mordę, bo źle odkurzyłem.
W wieku 12 lat miałem kolegów w wieku 17-30, w tym wieku też pierwszy raz miałem styczność z ziołem. Zdawałem z klasy do klasy, stając na głowie, nie uczyłem się, potrafiłem mieć po 7-8 zagrożeń, wtedy mój „kolega” zaproponował miromorde, białe. W międzyczasie w drugiej klasie poznałem Sandrę, razem weszliśmy w twarde narkotyki na tyle, że heroina była już czymś normalnym, miałem wtedy 14 lat.
W wieku 15 lat zapytałem jej: „Jesteśmy w stanie to zostawić?”. Powiedziała jedno słowo, które bardzo dużo zmieniło: „Spróbujmy”. Mieliśmy syndrom odstawienia po tak krótkim czasie brania, ale udało się, mimo bólu, który czułem nawet we włosach.
Kilka tygodni później wyjechała do Bydgoszczy. Byłem z nią do końca 1 klasy technikum, zdradziła mnie... Byłem na tyle głupi, że do niej pojechałem, kupiłem kwiaty i dostałem nimi w mordę. Ona do tego wróciła.
Nie zdałem, wylądowałem w zawodówce, poznałem dziewczynę, byliśmy ze sobą po dwóch spotkaniach, wychodzę podobno na ludzi, zmieniam się i mimo tego, że dopiero mieliśmy swoje pół roku, to wierzę, że to ta ostatnia i najważniejsza.
To wyznanie może być przestrogą i zachętą. Przestrogą przed zniszczeniem sobie życia jedną głupią decyzją, a zachętą do spięcia tyłka i powiedzenia sobie „spróbujmy”.
Mam 17 lat, przeżycia 30-latka i chęć do życia najszczęśliwszego człowieka na świecie.
Udzielam korepetycji. Moich uczniów zapisywałem, wpisując najpierw nazwę ulicy, później imię. Stąd mam sporo kontaktów w stylu Banacha Adam czy Świętokrzyska Zosia itp.
Wyobraźcie sobie aferę, jaką zrobiła mi dziewczyna, gdy zobaczyła SMS-a w stylu „Możemy przełożyć spotkanie na jutro o 17?” od Kasi z ulicy Ciasnej.
Dodaj anonimowe wyznanie