1. Potraficie odróżnić trzmiela od trzmielca? Nie? Nic dziwnego. Nawet trzmielom się to nie udaje: pozwalają trzmielcom bezkarnie wejść do swojego gniazda, biernie przyglądają się, jak najeźdźcy mordują ich własną królową i jej potomstwo, a potem przez resztę swojego owadziego życia pracują na rzecz nowych władców. Skąd u mnie ten wątek entomologiczny? Otóż od dłuższego czasu prześladuje mnie przeświadczenie, że jakieś trzmielce wdarły się do polskiego Kościoła katolickiego, że rozsiadły się wygodnie na tronach i urzędach, cały czas bacząc, by ich nieświadomi niczego żywiciele nigdy nie połapali się w całym tym draństwie.

    Wiem, nie ja jeden zżymam się na to, co widzę. Internet pełny jest postękiwań na bliżej nie określonych modernistów, na jakieś anonimowe „posoborowie”, które najpewniej w dobrej wierze i całkiem przypadkowo zdemolowało naukę Kościoła, spustoszyło świątynie, przewietrzyło klasztory i seminaria duchowne. Nikt tu w niczym nie zawinił, a tylko splot niekorzystnych okoliczności i nieszczęśliwych przypadków spowodował, że wyszło, jak wyszło. Palimy więc dalej świeczki pod pomnikami Wielkich Ludzi Kościoła ostatnich dziesięcioleci i dziękujemy im za to kulawe dziedzictwo, które po sobie pozostawili. Schizofrenia? Wszak zawsze i wszędzie to zarząd obwiniany jest za bankructwo firmy, za wszelką niegospodarność, za produkcyjną fuszerkę i organizacyjny bałagan. Wszędzie, tylko nie w polskim Kościele.

    Nie, nie jestem gołosłowny. Od kilku miesięcy toczę dyskurs z biskupem bydgoskim w sprawie ukarania prominentnych kapłanów, którzy złamali kościelną dyscyplinę i publicznie weszli w kooperację z masońską organizacją Rotary Club (temat ten dokumentuję na niniejszym blogu). Jeden wpuścił ją do swojego kościoła parafialnego, drugi – na przekór nauczaniu Kościoła – wygłosił na jej oficjalnym zjeździe wykład pt. „Próba interpretacji zawołania rotarian w świetle nauczania Jana Pawła II”, za co został uhonorowany przez Gubernatora Dystryktu RC. Obaj księża bezdyskusyjnie popadli w kary kościelne, o egzekwowanie których bezskutecznie wnioskowałem w oficjalnej skardze powodowej skierowanej do Sądu Biskupiego Diecezji Bydgoskiej. Całe moje dotychczasowe doświadczenie i wiedza zdobyta w tej sprawie (znów odsyłam do publikacji na niniejszym blogu) pozwalają na wnioskowanie, że w strukturach hierarchii diecezji bydgoskiej działa zorganizowana przybudówka masońska sięgająca kurialnego wierzchołka. Skąd się tam wzięła? Jak się zorganizowała? Kto uposażył ją we władzę? Trudno uwierzyć, że znalazła się tam przypadkiem. No i chyba najważniejsze pytanie: czy aby ta sytuacja rzeczywiście jest ewenementem w skali kraju?

    I na koniec krótko o głośnej ostatnio dyskusji na temat posłuszeństwa księdza Jacka Międlara. Komu winien okazywać posłuszeństwo: trzmielom czy trzmielcom?




    1

    Wyświetl komentarze

  2. Przypominam, że obaj bydgoscy księża współpracujący z Rotary Club odcisnęli swoje piętno na działalności Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy. Ks. prof. Wojciech Szukalski w latach 1987–1996 był dyrektorem tejże placówki oświatowej, a ks. dr Bronisław Kaczmarek był tam długoletnim wykładowcą.

    W serwisie internetowym Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy, ukazującym majowe nabytki biblioteczne tejże placówki, znalazłem taką oto ciekawostkę:







    Pełny tytuł tej publikacji, mającej być przydatną do formowania studentów katolickiej uczelni, brzmi: Rotary International Club Bydgoszcz. Wybrane fragmenty historii. Z serii: Bydgoszcz-Bromberg. Część VIII z akcentami współpracy polsko-niemieckiej.

    W publikacji tej, dostępnej w internecie, możemy przeczytać:
    Warto też wspomnieć, że po II soborze watykańskim zmienił się stosunek Kościoła katolickiego (co nie znaczy wszystkich jego przedstawicieli) do tej organizacji. W 1979 roku, z okazji odbywającej się w Rzymie konwencji Rotary, papież Jan Paweł II przyjął na specjalnej audiencji delegację ruchu z prezydentem Rotary International Clemem Renoufem na czele. Ostatnie słowa papieskiej przemowy do członków delegacji były następujące: „Niech Bóg wspiera Rotary International w szczytnej sprawie wyciągania pomocnej dłoni w służbie człowieczeństwa – człowieczeństwa w potrzebie.” Rzecz jasna nie przeszkadza to rozmaitym maniakom opętanym teorią spiskową, ultrakatolikom, którzy cytują Ojca Świętego tylko wtedy, kiedy jest to im wygodne, w przypisywaniu czy raczej przyszywaniu naszemu ruchowi masońskich korzeni. Jednym z ciekawszych przyczynków charakteryzujących tę obsesję był artykuł, który ukazał się jesienią 1999 w Naszym Dzienniku, którego autor posłużył się długim cytatem z napisanej przeze mnie historii naszego Klubu, dowodząc naszych powiązań z masonerią. No cóż, manie wydają się należeć do porządku świata, są, powiedzmy, jak nieprzyjemne zapachy, z których istnieniem trzeba się pogodzić, ale też trzeba ich unikać.

    I trochę dalej:
    Papież Jan Paweł II w przemówieniu do rotarian zgromadzonych na Konwencji Rotary International, w dniu 14 czerwca 1979 r. powiedział: „Kościół jest pełen dobrej woli sojusznikiem tych wszystkich, którzy przyczyniają się do pomyślności człowieka, którzy są bez reszty oddani tej sprawie. W domach dziecka nie brak tych, którym nie dostaje codziennego chleba i odzienia. Jak nie wspomnieć chorych, którzy z braku środków nie mogą być otoczeni należytą opieką? Na ulicach i placach miast przybywa ludzi bezdomnych. Trzeba o nich mówić, ale trzeba też odpowiadać na ich potrzeby? Rotarianie czynią i czynią to na coraz większą skalę”. W roku 1981 Jan Paweł II otrzymał dyplom Paul Harris Fellow z rąk prezydenta Rotary International. WRAZ Z JANEM PAWŁEM II AKCEPTACJA ROTARY OSIĄGNĘŁA SZCZYTOWY POZIOM, w tym sensie, iż nie tylko stwierdzono ZGODNOŚĆ, ale wręcz WZAJEMNE UZUPEŁNIANIE SIĘ działalności katolików i rotarian”. Jan Paweł II gościł rotarian w dniach 14 czerwca 1979 roku i 4 lutego 1984 roku.


    I jeszcze o Franciszku:
    Na stronie jednego z dystryktów Klubu Rotariańskiego znajdujemy duże zdjęcie papieża Franciszka. W prawym górnym rogu tego zdjęcia umieszczono logo Klubów Rotariańskich. W prawym dolnym rogu tej fotografi i jest napis: „Un Papa Argentino e Rotariano. O Papa Francisco é sócio honorário de Rotary Club de Buenos Aires, Argentina desde 1999” („Papież z Argentyny jest rotarianinem. Papież Franciszek jest honorowym członkiem Klubu Rotariańskiego w Buenos Aires w Argentynie od 1999 r.”).

    Wykuwamy kadry katolickiej elity, oj wykuwamy!
    0

    Dodaj komentarz

  3. Obaj bydgoscy księża współpracujący z Rotary Club odcisnęli swoje piętno na działalności Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy. Ks. prof. Wojciech Szukalski w latach 1987–1996 był dyrektorem tejże placówki oświatowej, a ks. dr Bronisław Kaczmarek był tam długoletnim wykładowcą.

    Poniżej publikuję oficjalny plakat Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej im. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Bydgoszczy informujący o naborze studentów. Czy na pewno - co najmniej kontrowersyjny - znak "666" pokazywany przez dwoje młodych ludzi, powinien się na tym "katolickim" plakacie znaleźć?




    0

    Dodaj komentarz

  4. W natłoku wydarzeń umknęło mojej uwadze, że ks. prof. UAM dr hab. Wojciech Szukalski - ten sam, który na zjeździe RC wygłosił wykład pt. „Próba interpretacji zawołania rotarian w świetle nauczania Jana Pawła II” - został uhonorowany przez Krzysztofa Kopycińskiego, Gubernatora Dystryktu Rotary Club.


    0

    Dodaj komentarz

  5. Możesz wesprzeć na Facebooku moje działanie dotyczące tematu poruszanego na niniejszym blogu:

    https://www.facebook.com/events/1715200575426232/
    0

    Dodaj komentarz

  6. Eksploracja lokalnej rzeczywistości eklezjalnej ujawnia przestrzenie, o których nawet filozofom nie śniło się. Wszak nigdy nic do końca ukrytym nie pozostanie. Ktoś coś zauważy, zapamięta, a jeśli mu odwagi nie zabraknie, to i podzieli się wiedzą z bliźnim. Tej wiedzy jest zresztą coraz więcej. Dziś tylko jedna taka mała ciekawostka. Pamiętacie tego notariusza z sądu biskupiego, co to mojej skargi procesowej nie mógł odnaleźć, a potem rzucił mi na pożegnanie: "Niech światło prowadzi"? Okazuje się, że równolegle jest wikariuszem w parafii, w której funkcję proboszcza sprawuje... ks. prof. UAM dr hab. Wojciech Szukalski. Tak, to ten, który na zjeździe Rotary wygłosił referat pt. „Próba interpretacji zawołania rotarian w świetle nauczania Jana Pawła II”. Oczywiście niczego nie sugeruję :) Fotka z internetowej witryny parafii.


    0

    Dodaj komentarz


  7. 0

    Dodaj komentarz

  8. Jeszcze do niedawna diecezja bydgoska nie wyróżniała się niczym szczególnym na tle innych jednostek administracyjnych polskiego Kościoła, a jeśli już trzeba było na coś wskazać, to chyba tylko na kiepskie statystyki kapłańskich powołań. Dziś mamy sytuację zgoła inną. O diecezji tej zaczyna być głośno. Wszystko za sprawą zorganizowanego w Bydgoszczy pod koniec marca ogólnopolskiego zjazdu Rotary Club – a dokładniej rzecz ujmując – wsparcia, jakie organizacja ta otrzymała od prominentnych miejscowych kapłanów. Najpierw długoletni rektor tutejszego seminarium duchownego wygłosił wykład inaugurujący zjazd (pod wielce intrygującym tytułem: „Próba interpretacji zawołania rotarian w świetle nauczania Jana Pawła II”), a następnie wikariusz generalny (drugi po biskupie rangą w diecezji) na parę godzin dał rotarianom we władanie gmach parafialnego kościoła pw. Św. Trójcy. A to jeszcze nie wszystko. Biskup bydgoski nie tylko odrzucił skargę powodową i nie wszczął sądowego procesu dyscyplinującego tych, którzy jawnie pogwałcili nauczanie Magisterium Kościoła i wprowadzili dezorientację w szeregi katolickich wiernych, ale jeszcze piórem kanclerza kurii zaatakował domagających się ukarania winnych gorszącego zajścia. Co ciekawe, ramię w ramię z biskupem stanęła „Gazeta Wyborcza”, w typowy dla siebie sposób wylewając pomyje na osoby i środowiska zaniepokojone współpracą kapłanów z organizacją o charakterze wolnomularskim.

    O ile zachowanie „Gazety Wyborczej” można zrozumieć, wszak od początku swojego istnienia konsekwentnie promuje masońską wizję świata i zwalcza katolicki porządek (rotariański raut w kościele pw. Świętej Trójcy prowadził były długoletni redaktor naczelny jej bydgoskiej mutacji), to reakcja ordynariusza musi zaskakiwać i zastanawiać. Za wzięciem w obronę tych, którzy w sposób bezdyskusyjny złamali prawo Kościoła zawarte w ponad czterystu jego dokumentach, stały zapewne bardzo ważne powody. Szkoda, że nie zostały one wyartykułowane oficjalnie, bo te, które znalazły się w piśmie z kurii, tylko obrażają zdrowy rozsądek. Czy kiedykolwiek poznamy wszystkie okoliczności tej sprawy?

    Różne są źródła kryzysu trawiącego współczesny Kościół, ale bez wątpienia jednym z podstawowych jest penetracja struktur kościelnych przez jego instytucjonalnych przeciwników. Najwyższy już czas, by stawić czoła temu zagrożeniu, a nie zamiatać je pod kurialne dywany. Wierni mają prawo poznać powody bezkarnego łamania prawa kościelnego przez wysokich rangą duchownych. Mają prawo poznać ewentualne relacje łączące tych duchownych z organizacją, z którą Kościół zakazuje jakichkolwiek kontaktów. Mają prawo wiedzieć, czy te relacje w jakikolwiek sposób przełożyły się na obszary eklezjalnej aktywności tych kapłanów: formację kleryków w diecezjalnym seminarium duchownym, studentów Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy i Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a także wielu innych ważnych diecezjalnych kolegiów? Czy Trybunał Metropolitalny w Gnieźnie, w przeciwieństwie do Sądu Biskupiego w Bydgoszczy, wykaże wolę znalezienia odpowiedzi na te pytania i podania ich do wiadomości publicznej?

    Dotychczasowe liczne próby zastraszania i obrażania tylko wzmacniają determinację tych, którzy szukają prawdy. Ciemność boi się światła i nie ma nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Zresztą już teraz, dzięki zaangażowaniu rosnącej w siłę grupy świeckich i duchownych, odsłaniają się coraz to nowe aspekty tej sprawy. Niech Trybunał Metropolitalny orzeknie autorytetem Kościoła, czy w Bydgoszczy doszło do rozluźnienia dyscypliny wśród wysokiego rangą duchowieństwa, czy do czegoś znacznie poważniejszego.

    Krzysztof Zagozda

    Kontakt z autorem tekstu: krzysztof.zagozda@gmail.com

    Śledź temat na bieżąco: www.facebook.com/events/1715200575426232/
    0

    Dodaj komentarz

  9. Tym kapłanem z fotografii jest ks. prof. UAM dr hab. Wojciech Szukalski. Na marcowym zjeździe Rotary Club w Bydgoszczy wygłosił on wykład inauguracyjny nt. „Próba interpretacji zawołania rotarian w świetle nauczania Jana Pawła II”.

    1987–1996 dyrektor Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy
    1998–2003 pełnomocnik sekcji bydgoskiej WT UAM
    Od 2004-2014 rektor Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Bydgoskiej

    22 IX 2011 - nagroda indywidualna II stopnia Rektora UAM za osiągnięcia w pracy naukowej


     
    0

    Dodaj komentarz

  10. A na Facebooku przemówił do mnie Past President Rotary Club Szczecin, cokolwiek to miałoby znaczyć.

    0

    Dodaj komentarz


  11. 0

    Dodaj komentarz


  12. 0

    Dodaj komentarz


  13. 0

    Dodaj komentarz

  14. No i nie doczekałem się. Dziś o tej porze jest już jasne, że nie wypełni się obietnica księdza kanclerza kurii bydgoskiej i w ciągu 14 dni nie poznam reakcji ordynariusza na moją skargę powodową złożoną do sądu biskupiego. Co czuję? Z pewnością spore rozczarowanie. Wydawało mi się, że duży ładunek ekspresji towarzyszący kontaktowi z najważniejszymi instytucjami Kościoła lokalnego przekonał urzędujących w nim duchownych, że sprawę traktuję bardzo poważnie i nie dam jej zdławić już na poziomie diecezji. Oczywiście dopuszczam możliwość nadejścia rzeczonej korespondencji w poniedziałek, za tydzień czy za miesiąc. To spóźnienie ma jednak swoją wymowę, szczególnie w kontekście początkowego „zagubienia” w sądzie biskupim złożonego przeze mnie pisma procesowego.

    W ciągu ostatnich dni parę razy zetknąłem się z zapytaniami o sens drążenia tej sprawy. Odpowiadam niezmiennie: jako katolik chcę wiedzieć, czy nadal obowiązują mnie orzeczenia Urzędu Nauczycielskiego Kościoła przestrzegające przed jakimikolwiek kontaktami z masonerią. Jeśli one już nie obowiązują, to w którym oficjalnym dokumencie tegoż Urzędu te dotychczasowe zostały wycofane? Jeśli zaś obowiązują, to dlaczego kuria bydgoska „z urzędu” nie zareagowała na publiczne złamanie ustaw i nakazów Kościoła przez proboszcza parafii pw. Świętej Trójcy w Bydgoszczy, a zarazem swojego wikariusza generalnego? I na koniec: czy ordynariusz bydgoski ma wolę rozsądzenia tej sprawy w sposób regulowany przez Kodeks Prawa Kanonicznego i dobry obyczaj?

    Chwilowe (?) milczenie kurii wcale nie oznacza, że o sprawie całkiem zapomniano. Na jednym z portali społecznościowych pojawił się w ostatnią niedzielę wpis uczyniony ręką – jak to napisano – „parafian Świętej Trójcy”. Otóż ci „parafianie” zagrozili mi jakimiś „demonstracjami” oraz skierowaniem do sądu biskupiego pozwu przeciwko mnie za „szkalowanie duchownych”. Oczywiście trudno traktować poważnie taką pisaninę. Jeśli jednak autoryzujący ją niejaki „Jan Nowicki” jest rzeczywiście osobą z krwi i kości a nie wyłącznie wirtualnym bytem, to oświadczam mu, że chętnie spotkam się z parafianami Św. Trójcy, by merytorycznie i bez niedomówień wyjaśnić im istotę sporu. Proszę tylko o wskazanie miejsca i czasu.

    Co ciekawe, w sprawie rautu urządzonego w bydgoskim kościele przez wolnomularską organizację Rotary Club milczy nie tylko kuria. Przez dwa miesiące opinia publiczna nie doczekała się skomentowania tego skandalicznego wydarzenia przez znawców tematu dokonujących krytyki masonerii z pozycji chrześcijańskich i dopatrujących się jej wpływów w Kościele katolickim. Cóż, życie najlepiej weryfikuje intencje i charaktery. Odwagi nie da się kupić w dyskoncie, a wieczne teoretyzowanie nie zatrzyma ohydy spustoszenia. Na szczęście są jeszcze wśród nas osoby rozumiejące istotę zagrożenia. Każdego dnia dziękuję Panu Bogu za otrzymywane od nich liczne głosy wsparcia i własne świadectwa.

    I co dalej? Myślę, że w końcu kuria przemówi w ten czy inny sposób. Ktoś ostatnio mi zasugerował, że skoro najlepszą obroną jest atak, to... Mimo wszystko jednak staram się nie odnosić do spekulacji. Wolę relacjonować fakty. Publicznie. A teraz otwieram Mapy Google i szukam ciekawego miejsca w Gnieźnie. Gdzież jest ta ulica Łaskiego?

    Śledź na bieżąco: www.facebook.com/events/1715200575426232
    0

    Dodaj komentarz

  15. Po mojej wizycie w bydgoskiej kurii i sądzie biskupim pojawiły się pierwsze pogróżki i próby wywierania na mnie presji. Poniżej zamieszczam wpis dokonany na profilu Stowarzyszenia Unum Principium, do którego mam godność należeć:

    Jan Nowicki: Krzysztof Zagozda, członek zarządu Stowarzyszenia Unum Principium koniecznie chce zaistnieć w przestrzeni publicznej opluwając księży z parafii Św. Trójcy na portalach internetowych. Uprzejmie informuję pana Zagozdę, że nie ma na to zgody parafian Św. Trójcy. Dlatego też - wraz z innym parafianami - rozważamy podjęcie następujących działań; 1/ skierowanie do Sądu Biskupiego pozwu za szkalowanie duchownych; 2/ zorganizowanie przed siedzibą stowarzyszenia w Łochowie manifestacji. Ponieważ jednak mamy Rok Miłosierdzia, na razie zamówimy Mszę Św. w intencji p. Zagozdy i będziemy się za niego modlili, "albowiem nie wie, co czyni".
    0

    Dodaj komentarz

  16. Czytelnikom nie znającym tematu krótko streszczę to, co dotąd zaszło. Otóż 21 marca br. w bydgoskim kościele parafialnym pw. Świętej Trójcy odbył się raut masońskiej organizacji Rotary Club, współpracy z którą zabraniają oficjalne dokumenty Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Na kilkanaście godzin przed tym wydarzeniem publicznie bezskutecznie poprosiłem proboszcza tejże parafii o wycofanie swojej zgodny na to przedsięwzięcie. Po kilku dniach „Gazeta Wyborcza” opublikowała w wersji drukowanej i internetowej paszkwil, w którym zaatakowała mnie posługując się stekiem kłamstw i manipulacji. Wytłumaczenie nasuwało się samo: raut w kościele prowadził były długoletni redaktor naczelny bydgoskiej mutacji „Gazety Wyborczej”. Potem ruszyła lawina e-maili. Anonimowi najczęściej autorzy zarzucali mi albo zaściankowość i ciemnotę, albo chęć zrobienia sobie reklamy kosztem wspaniałego kapłana. Tym pierwszym nie odpowiadałem, a drugim odpisywałem w te słowa: nikogo nie osądzam, uczyni to w sposób odpowiedzialny sąd kościelny. Skoro zgorszenie miało charakter publiczny, należy w sposób publiczny je potępić, a sprawców – być może – ukarać. Tę zapowiedź zrealizowałem 28 kwietnia, wysyłając do Sądu Biskupiego Diecezji Bydgoskiej skargę powodową rozpoczynającą proces sądowy. Treść tego pisma upubliczniłem. Z Poczty Polskiej otrzymałem informację o doręczeniu przesyłki adresatowi w dniu 5 maja.

    Po kilkunastu dniach daremnego oczekiwania na jakikolwiek sygnał ze strony kościelnych urzędników, udałem się dziś (23 maja 2016 r.) do siedziby sądu. Ledwo zdążyłem się przedstawić, od obecnego tam księdza usłyszałem, że mojego pisma nie mają i: „wicie, rozumicie, przyjdźcie zaś”. Gdy oświadczyłem na to, że mam potwierdzenie z poczty o dostarczeniu przesyłki, ksiądz uznał, że być może ktoś je wziął (sic!). Poprosiłem go wówczas, by się przedstawił. Okazało się, że to... sądowy notariusz! Nie potrafił jednak odpowiedzieć mi na pytanie o prowadzenie księgi korespondencji przychodzącej, o ewentualne pokwitowanie pobrania przesłanych przeze mnie dokumentów przez któregoś z pracowników sądu. Nie dał mi również regulaminu pracy sądu biskupiego, o co grzecznie poprosiłem. Wybrał parę numerów telefonicznych, z kimś porozmawiał i zaproponował spotkanie z kanclerzem kurii.

    W parę chwil pokonałem kilkadziesiąt metrów dzielących sąd od pałacu biskupiego, wpisałem się do księgi petentów, zapukałem, uchyliłem drzwi i usłyszałem: czekać. Po dziesięciu minutach zostałem przyjęty. Początkowo wyczułem lekceważenie w głosie i postawie księdza kanclerza. Na szczęście z każdą chwilą rosło u niego zrozumienie (nie wiem, czy to dobre słowo) wagi sprawy. Fakt, że w bydgoskim sądzie mogłoby dojść do bezprecedensowej rozprawy z pewnością go nie ucieszył. W gabinecie był obecny jeszcze jeden kapłan (niestety, nie poprosiłem, by się przedstawił). Zadał mi parę pytań, dziwnie się przy tym uśmiechając. Zapytał, czy kontaktowałem się z pozwanym, czy wiem, że to wikariusz generalny diecezji, czy potrafię powiedzieć, w jaki sposób reklamowano to rotariańskie przedsięwzięcie (sic!) i czy byłem na nim obecny. Powiedziałem mu o swoim niewysłuchanym apelu skierowanym do księdza proboszcza i o tym, że nauczanie Kościoła w sprawach organizacji masońskich obejmuje wszystkich, świeckich i duchownych, niezależnie od sprawowanych przez nich godności. W masońskim raucie nie uczestniczyłem, bo słucham Magisterium Kościoła, a ścieżek rotariańskiego marketingu nie śledzę. Po chwili poproszono, bym znów zaczekał na korytarzu.

    Po około kwadransie przed drzwiami kanclerskiego gabinetu pojawiła się zakonnica, która zapewne z racji posługi w sądzie biskupim była świadkiem mojej rozmowy z księdzem notariuszem. W ręku niosła... moją skargę powodową. Minęły kolejne minuty. Wyszedł ksiądz kanclerz. Powiedział, że właśnie otrzymał przesłane przeze mnie dokumenty i musi mieć czas by się z nimi zapoznać. Obiecał, że w ciągu 14 dni otrzymam odpowiedź na piśmie. Poprosiłem go wówczas, by zadzwonił do sądu i nakazał mi wydanie regulaminu pracy tejże instytucji. I tak się rozstaliśmy.

    Po dwóch minutach znów byłem w sądzie. Poprosiłem o ten nieszczęsny regulamin. Wyszedł do mnie sam ksiądz oficjał, czyli szef tego sądu. Najpierw usłyszałem od niego, że mam sobie sam znaleźć regulamin sądu w internecie, a następnie, że sąd nie posiada regulaminu, bo nie ma takiego obowiązku. Na koniec, na mój zarzut o bałagan i niekompetencję pracowników podlegającej mu instytucji raczył rzec, że oni – czyli sąd – są tu tylko od stwierdzania nieważności sakramentów małżeńskich. Innymi sprawami się nie zajmują, a tę „moją” przekazali już dawno kanclerzowi. Wówczas mnie trochę poniosło, wszak sam niedawno widziałem tę zakonnicę truchtającą z moim pismem. Ksiądz oficjał odwrócił się na pięcie i powrócił do swoich obowiązków. Wszak trwało właśnie przesłuchanie kolejnych petentów znudzonych swoim małżeństwem.

    O przyłapaniu księdza oficjała na – nazwę to delikatnie – rozminięciu się z prawdą nie omieszkałem natychmiast powiadomić księdza kanclerza. Był wzburzony. – Przecież sam pan widział, że dopiero mi to teraz przyniesiono. Po raz wtóry przyobiecał czternastodniowy termin udzielenia odpowiedzi. – Tak czy owak, skoro jest skarga powodowa, rozprawa musi się odbyć – podsumowałem ten etap walki o kościelną normalność. Ksiądz kanclerz przytaknął.

    Dlaczego zdecydowałem się na pełną jawność wszystkiego, co ma związek z tą sprawą? Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że zgorszenie miało taki właśnie charakter, publicznie i z premedytacją lekceważąc naukę Kościoła. Po drugie – tylko pełna jawność może zapobiec zamieceniu skandalu pod dywan.

    Nie ja rozlałem to mleko.
    0

    Dodaj komentarz



  17. 0

    Dodaj komentarz

O mnie
O mnie
Archiwum bloga
Wczytuję