Od października wchodzą opłaty za drugi kierunek studiów. Wyniosą od kilku tysięcy do ponad 20 tys. zł za rok. Zwolnieni z nich będą tylko najlepsi, i to pod warunkiem że w grupie prymusów znajdą się po każdym zakończonym roku studiów

Do tej pory studenci mieli komfort - mogli studiować za darmo, ile tylko kierunków chcieli. W tym roku akademickim się to kończy. Ile wyniesie czesne za drugi kierunek? Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pozostawiło w tej sprawie uczelniom dowolność.

Niektóre, jak Politechnika Poznańska, postanowiły, że studenci na drugim kierunku zapłacą tyle co zaoczni. Inne, jak Politechnika Warszawska, ustaliły koszt godziny zajęć na 15 zł. Na tej podstawie powstał cennik dla wszystkich kierunków uzależniający czesne od liczby zajęć. A że na dziennych jest więcej godzin niż na zaocznych, to i opłaty są wyższe.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Podobne artykuły
    Małgorzata Bujara poleca
    Drugie "studia"... Chyba tylko po to, aby zdobyć kolejny, bezwartościowy "papierek" na zasadzie ZZZ (Zakuć, Zdać i Zapomnieć). Jeśli ktoś rzeczywiście i rzetelnie coś studiuje - to nie ma czasu na inne zajęcia. Niestety studia zamieniono na szkółkę - w efekcie mamy studentów polonistyki, którzy nie znają literatury polskiej, muzyków, którzy nie znają najważniejszych utworów, fizyków, których nie interesuje współczesna fizyka, inżynierów mechaników, którzy nie wiedzą czy moment bezwładności to wektor, skalar czy jakieś "inne zwierzę" i tak dalej i tak dalej... Ale uczęszczają na 2-3 fakultety (niekoniecznie oznacza to obecność na zajęciach) i w dodatku jeszcze pracują (żyć z czegoś przecież trzeba) i oczywiście imprezują (młodość jest jedna!). O studiowaniu nie ma mowy - tym bardziej, że uczą ich profesorowie i doktorzy pracujący na wielu etatach w różnych "Wyższych Szkołach", "Akademiach" i "Uniwersytetach". I potem zdziwienie, że po studiach nie ma pracy w "zdobytej z takim trudem" specjalności. Za to różne Ministerstwa i Kuratoria mogą pochwalić się "wynikami" - próg "zdawalności" matury to 30% poprawnych odpowiedzi (o poziomie pytań i zadań nawet nie warto pisać) - bo "ma ją zdać 80% licealistów". A matura to ostatni etap selekcji na studia! I przychodzą młodzi ludzie przyzwyczajeni do takich kryteriów i "wiedzą" dla picu i pro-forma. Ale Państwo Polskie wydało im "papier" - Świadectwo Dojrzałości! Mają prawo wierzyć, że otrzymali je za rzetelną wiedzę - a tymczasem dostali je tylko dlatego, że "należy osiągać wymaganą sprawność nauczania". Na studiach nie da się już zmienić ich podejścia do nauki, nie da się ich przekonać, że zdobycie prawdziwej wiedzy wymaga pracy i wysiłku. Studia mają być przecież lekkie, łatwe i przyjemne - imprezy, piwko, dziewczyny i od czasu do czasu jakiś egzamin. Można więc studiować na trzech kierunkach - egzaminatorów weźmie się "na litość"! Dziś student potrafi stwierdzić, że nie ma czasu na egzamin, bo jest na delegacji lub właśnie ma wesele! A jeśli wykładowca odmówi przepytania studenta, którego nie widział przez cały semestr na oczy to otrzyma odpowiednie polecenie od dyrekcji instytutu... I wykładowcy dostosowują się do tych oczekiwań - bo liczba "godzin dydaktycznych" zależy od liczby studentów (ie tylko na uczelniach prywatnych - ale również na przodujących uczelniach). Musi więc być "przerób", bo nas zwolnią! I w Polsce chcemy mieć innowacje? Jakie innowacje! Chcę wierzyć, że to tylko głupota decydentów - a nie działanie celowe. Za okupacji niemieckiej dla Polaków były dostępne jedynie tak zwane "handlówki". Ich poziom zdziwiłby zapewne niejednego obecnego urzędnika ministerialnego. PS: Jestem nauczycielem akademickim od 1974 roku...
    @tbarbasz Ttak jest, bo co to za „nauka” kierowana przez profesorów nie umiejących obsłużyć programu poczty elektronicznej na PC-cie? Robi to panna Krysia z sekretariatu, po maturze tylko ale umie. No a jak ktoś dzwoni do sławnego profesora to on mówi do panny Krysi: „po polsku? Aaaa to jestem!”, bo nie zna języków obcych. Wstyd. I wydaje taki kasę na granty sprowadzające się do finansowania tłumaczeń zagranicznych mądrości z Wikipedii na polski. Jeśli ktoś chce uprawiać naukę "dla sztuki i zabawy", proszę bardzo ale dlaczego za moje podatnicze pieniądze? Bo gdzie jest nasza zdolna kadra profesorska? Wiadomo, że kosi kasę na kontraktach za granicą a w kraju na gościnnych występach stawia stemple uwierzytelniające na kwitach tym, którzy zostali.
    już oceniałe(a)ś
    21
    21
    Sporo racji, ale: Z wyjazdami zagranicznymi to było El Dorado za PRL! Moja pensja adiunkta wynosiła wtedy równowartość 27 USD, zaś średnie stypendium "Post Doctoral Fellowship" to było 900 USD miesięcznie! Czyli za miesiąc ponad 3 lata pracy. Żywiliśmy się więc na tym "zgniłym zachodzie" pomarańczami i bananami z przeceny - a kasę przywoziło się do Polski. Drugą korzyścią były publikacje - zawsze człowieka gdzieś tam dopisali - no i dorobek rósł, było co wykazywać (pisma na ogół były niezłe, recenzowane). Bez "posiadania" angielskiego takiej kasy i publikacji nie było - a więc wszyscy się go pilnie uczyli. To się już "Ne vrati". Dzisiejsze "przebitki" na wyjazdach są 10x mniejsze. Co do E-maili się nie zgadzam, ale to może wynikać z mojej dziedziny - znajomi profesorowie znakomicie sobie radzą z komputerami. Nie wiem, jak jest wśród "Humów", ale chyba też coraz lepiej. Granty - hmmmm. Taka sobie nowa odmiana różnych problemów "rządowych, międzyresortowych, węzłowych...". Liczy się przede wszystkim sprawozdanie. Polska nauka i dydaktyka są bardzo poważnie chore. Brak jest przede wszystkim małych firm innowacyjnych, którymi "obrośnięte" są uczelnie np. w Kalifornii, banki nie chcą finansować nowych, ryzykownych przedsięwzięć z zakresu wysokiej technologii (wolą kredyty hipoteczne lub obligacje p.Rostowskiego), brak jest też takich funduszy inwestycyjnych - a potem lamenta, że "nie ma kto robić wdrożeń". Po pierwsze za bardzo nie ma czego wdrażać, po drugie nie ma za co, po trzecie nie ma gdzie - a po czwarte i najważniejsze nie ma po co - bo "zachodni" inwestorzy przywożą własne rozwiązania technologiczne i potrzebują co najwyżej fachowców od dokręcania śrubek, łączenia kabelków, pisania kodów "na metry"" oraz do księgowania (słynny outsourcing). No, może jeszcze do serwisu, choć dziś serwis polega na udzielaniu porad "kup se Pan nowy model".
    już oceniałe(a)ś
    31
    0
    Pozwolę sobie się nie zgodzić. Myślę, że osoby, które wybierają drugi kierunek to w większości osoby ambitne, które chcą się rozwijać. Ewentualnie drugą grupą mogłyby być osoby, które studiują kierunek o małej ilości godzin i po prostu mają za dużo wolnego czasu, no cóż, tu się zgodzę :)
    już oceniałe(a)ś
    22
    18
    @tbarbasz " Brak jest przede wszystkim małych firm innowacyjnych, którymi "obrośnięte" są uczelnie np. w Kalifornii, " I dobrze ze brak. Po pierwsze, slyszales kiedys okreslenie "conflict of interest" Po drugie nie potrzeba na polskich uczelniach jeszce jednego miejsca, do ktorego kadra profesorskaurywa sie w godzinach pracy uczelni. A po trzcie, efektywnosc ekoomiczna tego typu fifm jest zadna lub prawie zadna. Musisz tez pamietac, ze godnie z prawem amerykanskim dobro wytworzone z wykrzystaniem grantow rzadowych nalezy do podatnika, czyli do ogolu. A jak to jest w Polsce?.
    już oceniałe(a)ś
    3
    3
    Mylisz dwie rzeczy: Rezultaty badań sponsorowanych przez programy rządowe (Gov.Grants) są własnością rządu USA. Chodzi oczywiście o prawa majątkowe, bo osobiste pozostają przy autorach. Podobnie jest w Polsce. Nie miałem na myśli czegoś w rodzaju "gospodarstw pomocniczych" - lecz o niezależnych, małych firmach, które są "zasilane" absolwentami z uczelni (CalTech, UC itp.). To nie są żadne synekury dla kadry profesorskiej - bo te firemki rządzą się zasadami biznesowymi. Opracowane przez nich technologie trafiają do potentatów (są kupowane - czasem razem z firmą). Np. technologię Fast Ethernet kupiła firma CISCO razem z małą firmą "Grand Junction", która tą technologię stworzyła. CISCO zapłaciło 270 mln $ "in cash transaction". Ryzykowne innowacje są realizowane przez takie firmy, czasem o statusie fundacji (np. Apache Foundation która rozwija non-profit oprogramowanie popularnego serwera WWW). Efektywność takich małych firm jest różna - wiele bankrutuje - ale wiele osiąga fenomenalne wyniki. A bankructwo w USA to nie wstyd - to dowód, że zdobyło się doświadczanie!
    już oceniałe(a)ś
    5
    0
    @tbarbasz Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie w kwestii tego, że firmy zachodnie potrzebują w Polsce jedynie fachowców do dokręcania śrubek i pisania kodu na metry. Śmiem nawet twierdzić, że te najciekawsze zadania czekają niestety w oddziałach zagranicznych firm/koncernów w Polsce, a nie w polskich firmach. Będąc absolwentem elektroniki AGH, pracując jako programista układów wbudowanych (embedded), pracowałem po studiach przy projektowaniu analizatorów sieci telekomunikacyjnych na rynek amerykański, przy projektowaniu komputera pokładowego dla nowego samochodu Mercedesa, oraz przy implementacji stosu radiowego dla sieci bezprzewodowych. Nie są to może prace nad najnowszym łazikiem marsjańskim dla NASA, ale też nie uważam, by wiedza potrzebna do tych projektów była na poziomie łączenia dwóch kabelków. Zgodzić mogę się jedynie, że tak ciekawych inicjatyw jest zdecydowanie za mało w stosunku do wielkości naszego kraju / potencjału naszego rynku. W krajach zachodnich takich firm jest zdecydowanie więcej, a możliwość ciekawej kariery inżynierskiej po studiach dużo lepsza (i dlatego też zarobki wyższe). Natomiast muszę zgodzić się w 100% co do braku małych innowacyjnych firm, braku wdrożeń do przemysłu rozwiązań wymyślonych na uczelni, a przede wszystkich braku chęci inwestowania w takie ryzykowne przedsięwzięcia. Na zachodzie / północy Europy jest to standard, bo to jeden z warunków nowoczesnej gospodarki. Projektuje się i bada aby wdrożyć do przemysłu, a nie by pochwalić się rozwiązaniem na konferencji i zamknąć je w szufladzie. Przykład pierwszy z brzegu o jakim ostatnio słyszałem: <a href="https://www.novelda.no/content/about" target="_blank" rel="nofollow">www.novelda.no/content/about</a> W Polsce niestety nasze "elity" władzy dalej maja koncepcję naszego kraju jako kraj rolniczo-robotniczy...
    już oceniałe(a)ś
    5
    0
    Cóż, mogę Ci tylko pogratulować. Miałeś szczęście. Niestety wiele firm "zachodnich" szuka ludzi do prostych robót - albo do handlu lub "kreowania" rynku...
    już oceniałe(a)ś
    1
    1
    Niekoniecznie, często drugi kierunek jest uzupełnieniem pierwszego.. I robi sie go tylko po to bo ładnie wygląda w CV I tak ktoś będący na filologii angielskiej idzie na amerykanistykę, połowę przedmiotów przepisuje i ma dwa kierunki..
    już oceniałe(a)ś
    7
    1
    @tbarbasz Na jakims forum facio chwalil sie ze robi 3 kierunkii ma 15 egzaminow w semestrze. I je zdaje bez problemu. Co swiadczy o poziomie tych "studiow" Tez nauczyciel akademicki od 1974
    już oceniałe(a)ś
    1
    1
    Nie rozumiem skąd tyle jadu... Poza tym moje obserwacje nie potwierdzają tezy, że drugi kierunek studiuje się dla papierka. Drugiego kierunku nie wybierają zwykle studenci z przypadku - oni wyrabiają sobie papierki w Wyższej Prywatnej Akademii Ekonomiczno-Pedagogicznej, czy coś w tym guście. Drugiego kierunku nie wezmą, bo to będzie zbyt duży wydatek. Na drugi kierunek decydują się studenci z dziennych kierunków uczelni państwowych, uczelni, na których już na starcie trzeba wykazać się jakąś wiedzą, a utrzymanie się nawet na jednych studiach wymaga sporego nakładu pracy. Owszem, najczęściej drugi kierunek jest tematycznie zbliżony do pierwszego, ale nie widzę doprawdy nic dziwnego w tym, że ktoś studiuje historię sztuki i historię, albo muzykologię i filozofię, albo kulturoznawstwo i filologię, albo filologię i kierunek ekonomiczny. I oni pracują potem w kulturze albo prowadzą badania naukowe - to też są ważne dziedziny, świat nie ogranicza się do samego biznesu i zarabiania pieniędzy. Niestety nasze państwo nie oferuje nam studiów modułowych, gdzie można by np. połączyć historię sztuki z zarządzaniem, dzięki czemu można choćby pracować w galerii sztuki albo zajmować się handlem dziełami sztuki. No to trzeba kombinować. Poza studiami podyplomowymi, które kosztują i wymagają skończenia pierwszego kierunku, nie ma zbyt wiele alternatyw.
    już oceniałe(a)ś
    3
    5
    A teraz wiadomosc dobra - po studiach i tak nie ma pracy. Nie ma sie czym przejmowac.
    już oceniałe(a)ś
    98
    4
    Zaiste, dziwny kraj. Jednego dnia czytam że jest problem, niż demograficzny i trzeba likwidować kierunki studiów bądź całe uczelnie. Innym razem informacja jak dzisiaj że wprowadza się opłaty "zaporowe". W dziedzinie nauki (kreatywność, badania itp.) wleczemy się w ogonie Europy a będzie jeszcze gorzej. Nigdy nie przypuszczałem że coś takiego napiszę - w PRL-u była zła plityka edukacyjna, ale była. Obecnie nie ma żadnej
    już oceniałe(a)ś
    47
    20
    To mimo wszystko dobry ruch. Wieczni studenci, którzy po naukach społecznych, dziennikarstwie i politologii jeszcze koniecznie muszą się na pedagogikę wieku przedszkolnego załapać... albo kosmetologię (taaaaak, to się teraz studiuje)... ci wieczni to element (nie jedyny, ale jeden z kilku) złego szkolnictwa wyższego. Pierwszy wybór za darmo, jeżeli szybko się zorientujesz, że to nie to, to jeszcze dasz radę zmienić. Jak ze studiowania chcesz hobby sobie zrobić, to płacisz. Przecież gdy teraz nie dostajesz się na kierunek, gdzie próg jest za wysoki, to też płacisz... Tylko że nie naprawi się systemu, gdy zmieni się jeden jego element. Zmiany muszą być konsekwentne i dalsze - bez nich dotychczasowe działania Kudryckiej i Rockiego stracą sens. Kluczowe jest tutaj bardzo wyraźnie podniesienie uposażeń, przy wyraźnym zwiększeniu wymogów wobec kadry (nie wymogów administracyjnych, ale naukowych, dydaktycznych i organizacyjno-wdrożeniowych), z wyraźniejszym (niż obecnie) dopuszczeniem różnicowania osiągnięć w tych 3 polach działalności. Świetny naukowiec nie musi być świetnym dydaktykiem albo organizatorem (i odwrotnie) - każdy powinien mieć szanse rozwijania się intensywniej tam, gdzie mu to lepiej wychodzi. To efektywniejsze (dla osób i uczelni). Zwiększenie uposażeń i ograniczenie możliwości dorabiania gdzie indziej (względnie dorabianie możliwe tylko po odsłużeniu pierwszego etatu uczelnianego). Oni udają że płacą, my udajemy że pracujemy... zdają się mówić nauczyciele akademiccy. I Ministerstwu to się podoba...
    już oceniałe(a)ś
    28
    5
    Dlaczego ja mam płacić z moich podatków za kolejne studia marnym studentom. Pewnie psychologia + pedagogika opiekuńczo-wychowawcza. Albo dwie filologie, a później rezydent w południowych krajach. Taki z tych studentów pożytek. Jeśli uważasz, że drugim fakultetem zarobisz po studiach to weź na niego kredyt studencki.
    Myślę, że rodzice statystycznego studenta dziennego płacą w ciągu życia w formie podatków na tyle duże sumy, że starczy i na studia ich dzieci, i na parę zasiłków dla bezrobotnych. Najgłośniej o "swoich pieniądzach" krzyczą, zdaje się, ci gorzej zarabiający.
    już oceniałe(a)ś
    9
    1
    @moharp Święta racja! Nie można dopuścić aby taka suma poszła w próżnię niedokształconej i leniwej młodzieży! Najlepiej zażądać zwrotu kwoty która mogła trafić do uczelni wyższych, chociaż lepiej nie, 20 gr wpadnie do miesięcznego budżetu i pozostanie tylko głowienie jak taką sumę rozsądnie zagospodarować ;)
    już oceniałe(a)ś
    1
    3
    Bardzo dobrze, powinien też być centralny rejestr studentów aby wykluczyć takich którzy zdają na 3-4 kierunki albo więcej i blokują miejsca. Pamiętam, miałem koleżankę która dostała się na dwa kierunki studiów. Na jednej uczelni miała koneksje rodzinne a na drugą uczelnię dostała się w ten sposób ,że miała korepetycję przez 1 rok szkoły średniej u członka komisji egzaminacyjnej. Zapytałem się dlaczego blokuje komuś miejsce skoro nie da rady ciągnąć drugiego kierunku, odpowiedziała ,że pochodzi przez 2 tygodnie na obie uczelnie i wybierze tę gdzie są fajniejsi.
    już oceniałe(a)ś
    20
    5
    Cała ta dyskusja jest nieco myląca: płacić trzeba będzie nie tylko za drugi kierunek, ale za każdy nadmiar punktów ECTS. Czyli nawet gdyby ktoś chciał brać sobie więcej przedmiotów w ramach jednego kierunku (czyli raczej nie dla papierka), to nie może.
    Może, ma 30 ECTS do wykorzystania. Co nie zmienia faktu, że to jedno wielkie złodziejstwo.
    już oceniałe(a)ś
    2
    7
    30 ECTS to nie jest dużo. Żeby zrobić 10 ECTS dodatkowych kursów w ciągu roku, nie trzeba być wcale wyjątkowo ambitnym studentem.
    już oceniałe(a)ś
    4
    1
    No jak to ? Jak o "studiach" nie dostanę biurka z komputerem to się obrażę .. Ma błękitna krew wrze... Polski przyszły student. A co !
    @inkwizytorstarszy Nie obrażaj się. Po studiach załóż firmę i sam sobie spraw biurko jeśli wiesz co chcesz przy nim robić.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0