Na początek umizgi wobec ludności miast i wsi, czyli miękka, prokonsumpcyjna polityka, potem faza agresywnej industrializacji, podczas której partia nie widziała świata poza środkami produkcji, a na koniec tzw. manewr gospodarczy, który miał uzdrowić sytuację. Manewr kończył się oczywiście klapą, zmieniała się więc ekipa rządząca. Ta, aby przypodobać się Polakom, musiała zacząć swoje rządy od polityki prokonsumpcyjnej. Dalej schemat się powtarzał, ze zmianami bardziej kosmetycznymi niż systemowymi.
Gdy komuniści przejęli w Polsce rządy po wojnie, musieli umocnić swoją władzę, a z drugiej strony zabrać się do odbudowy kraju, co było zadaniem iście karkołomnym – zniszczenia wojenne i rekwizycje doprowadziły do zmniejszenia majątku narodowego o ok. 38 proc. Oba te cele łączył plan trzyletni (1947–1949), który miał – oprócz przywrócenia kraju do życia – poprawić warunki życia ludności, co też się udało. Dochód narodowy w 1949 r. był o ponad jedną czwartą większy niż przed wojną. Dodatkowo przeprowadzono reformę rolną, w wyniku której rozparcelowano majątki ziemskie. I tu cel był podwójny. Z jednej strony jednano sobie chłopów, którzy mieli być głównymi sojusznikami nowej władzy, z drugiej – reforma taka była konieczna, bo majątki ziemskie były zdewastowane, a ziemiaństwo – w obawie przed nową władzą – nie paliło się do ich odbudowy. Podobnie było z przeprowadzoną w tym samym okresie nacjonalizacją przemysłu.
Miękka polityka szybko przeszła w fazę wściekłej industrializacji. Komuniści z jednej strony poczuli się na tyle mocno, że gotowi byli na obniżenie warunków życia Polaków, a z drugiej odczuwali coraz silniejszą presję ze strony Wielkiego Brata. Zaczynała się zimna wojna i priorytetem stały się przemysł ciężki i zbrojeniowy. Miało to swój wyraz w wyjątkowo nieudanym planie sześcioletnim (1950–1955). Plan był absurdalnie ambitny – zakładano, że przemysł będzie z siebie wypluwał o 158 proc. więcej niż w 1949 r., a nakłady inwestycyjne miały wzrosnąć o 250 proc. Uważano jednak, że w warunkach stalinowskiego terroru jego realizacja nie powinna przysporzyć trudności. Toteż po wybuchu wojny w Korei cele podkręcono jeszcze bardziej. Te działania oznaczały jeszcze większy drenaż środków, które miały iść na cele cywilne, np. przemysł dóbr konsumpcyjnych. Aby zdobyć dodatkowe środki na inwestycje, w 1950 r. władze dokonały zamachu na pieniądze Polaków.
Reforma walutowa spowodowała, że obywatele stracili dwie trzecie swoich oszczędności. Mimo tak drastycznego zabiegu i tak rosła inflacja. Była nie do uniknięcia, bo inwestycje przemysłowe powodowały, że w fabrykach pracowało coraz więcej ludzi, a w obiegu było coraz więcej pieniędzy, których nie można było wydać, bo na rynku brakowało towarów. Władze PRL-u w swojej niekończącej się wojnie z inflacją nieraz będą administracyjnie podwyższać ceny i nieraz skończy się to upadkiem kolejnej ekipy rządzącej.
Rządy Władysława Gomułki
Koniec wojny w Korei oraz śmierć Stalina umożliwiły dokonanie manewru, który uznano za konieczny, bo gospodarka zaczęła się sypać, a nastroje społeczne stawały się coraz gorsze. Przerzucono siły na przemysł konsumpcyjny i zaniedbywane rolnictwo. Wszystko to przyszło jednak za późno, dzięki czemu w 1956 r. do władzy doszedł Władysław Gomułka.
Jego rządy rozpoczęły się od odwilży, także w gospodarce. Gomułka chciał poprawić warunki życia Polaków, kontynuował więc rozwój przemysłu konsumpcyjnego, a do tego uwolnił rolników od postępującej kolektywizacji, która na wsi budziła zdecydowany sprzeciw. Ludziom żyło się lepiej, więc Gomułka nabrał pewności siebie i wkrótce Polska znowu weszła w fazę industrializacji. Tu jednak przyczyną nie był już prikaz z Moskwy. Gomułka szczerze wierzył, że przemysł ciężki spowoduje, iż Polska Ludowa dogoni Zachód. Powtórzono schemat, znów wywołał on ferment w społeczeństwie, więc Gomułka zdecydował się na manewr, który miał między innymi oprzeć się na specjalizacji gospodarki. Chodziło o to, żeby skupić się na kilku dziedzinach przemysłu, które mogłyby przynieść nam hity eksportowe. Było to słuszne myślenie, a fiasko realizacji tego planu, wtedy i potem, jest bodaj największym grzechem polskich socjalistów. Polska produkowała niemal wszystko, więc wszystko było przeciętne albo wręcz mizerne, jakością ustępowaliśmy praktycznie wszystkim, a już na pewno światu zachodniemu. Wszystkiego było też za mało.
Czas Edwarda Gierka
Niepowodzenie manewru spowodowało w 1970 r. przejęcie władzy przez Edwarda Gierka. Gierek zamierzał połączyć potężne inwestycje z szybkim podnoszeniem stopy życiowej społeczeństwa. Było to spore wyzwanie, ale Gierek miał szczęście. Koniunktura gospodarcza na świecie umożliwiła mu zaciąganie kredytów. Pieniądze zasilały jednak nieuzasadnione ekonomicznie inwestycje.
Wciąż rozwijano głównie przemysł ciężki i zbrojeniowy, co miało pewien sens dekadę wcześniej, podczas gdy świat przerzucił się na elektronikę. Nacisk na nowe gałęzie przemysłu położą dopiero ci, którzy zgaszą światło, a więc autorzy trzylatki z lat 1986–1990. Polska sama wpędzała się w zacofanie i stawiała w jednym rzędzie z krajami najmniej rozwiniętymi, dokąd przerzucano najbardziej prymitywne gałęzie przemysłu. Gierek miał tego świadomość, ruszyła więc bardziej zaawansowana produkcja na zachodniej licencji, ale chaos w zarządzaniu nie zagwarantował nam żadnej specjalizacji, którą moglibyśmy pochwalić się światu. Polityka ekipy Gierka doprowadziła za to do potężnego wzrostu deficytu handlowego, który zasypywano kolejnymi kredytami. Spłacano je z pieniędzy z nowych pożyczek, coraz wyżej oprocentowanych. W 1971 r. dług Polski wynosił 1 mld dolarów, dziewięć lat później było to już 25,5 mld dolarów. Rozwiązaniem miał być kolejny manewr polegający na przerzuceniu większości sił na przemysł lekki, ale nie mógł się on udać, bo spirala zadłużenia kręciła się już za szybko. W 1980 r. Gierek musiał odejść.
Zobacz też: Najbogatszy Polak w PRL
Schematu nie powtórzyła ekipa gen. Wojciecha Jaruzelskiego, która zdawała sobie sprawę, że sytuacja jest tak napięta, że o żadnej industrializacji mowy być nie może. Władze postawiły więc na próbę poprawienia warunków życia ludzi, co mogłoby potencjalnie odciągnąć ich od solidarnościowego amoku. Przekierowali inwestycje w stronę przemysłu konsumpcyjnego, bowiem chronicznym problemem były puste półki. Trzylatka z lat 1983–1985 miała zapewnić m.in. wyżywienie narodu, zaopatrzenie ludności w podstawowe towary przemysłowe, a nawet wsparcie dla osób najuboższych. Jako że na Zachodzie byliśmy już skompromitowani, pomagał nam tu Związek Radziecki, który poprzez kredyty bezskutecznie starał się powstrzymać żywioł rewolucyjny.
Błędy podejmowane w polityce gospodarczej nie zawsze jednak wynikały z ignorancji czy też niewiedzy socjalistów – w dokumentach pełno było idealistycznych planów specjalizacji, napędzania eksportu czy dostosowania jakości do tego, co było za granicą. Błędy często wynikały z nacisków na Polskę ze strony ZSRR. Było to państwo stale żyjące w strachu przed amerykańskimi bombami atomowymi i stale się zbrojące. Demoludy, w tym Polska, były tu częścią zaplecza militarnego i o ile Sowieci ostatecznie zaakceptowali jakoś fiasko kolektywizacji wsi nad Wisłą, o tyle już przerzucenia sił produkcyjnych z czołgów na proszki do prania by nie przełknęli. System nie był w stanie przestawić się na produkcję „cywilną” w dłuższej perspektywie. Nawet jeśli godziła się na to góra partii, nawet jeśli zapadała decyzja o reformach, to i tak zwykle prędzej czy później strumień inwestycji zmieniał kierunek i trafiał do zakładów przemysłu ciężkiego.
Ale naciski ze strony Moskwy nie były oczywiście jedyną przyczyną. Część decydentów utożsamiała rozwój gospodarczy z rozwojem przemysłu ciężkiego, co w dużej mierze wynikało z odcięcia od świata zachodniego, a także niezrozumienia zmian zachodzących w globalnej gospodarce.
Co gorsza, Polska nie była w stanie nawet się wyspecjalizować w przemyśle ciężkim ze względu na złe zarządzanie. Wciąż brakowało elementów, które trzeba było sprowadzać z zagranicy.
Zły system zarządzania przyczynił się również do porażki Gierka, któremu akurat udało się utrzymać względną symetrię między przemysłem dóbr konsumpcyjnych a przemysłem środków produkcji. Gierek był najbliżej wyprostowania polityki gospodarczej PRL, ale zabrakło myśli przewodniej, która by te działania uporządkowała. System mógł działać lepiej, co nie zmienia faktu, że spektakularna plajta była jego inherentną częścią.