Dla przedsiębiorcy nowe audi, "dziesięciolatek" dla reszty. Ekspert o tym, jakimi autami będą jeździć Polacy

Mimo że Polacy zarabiają coraz więcej, takie kwoty są często nieosiągalne dla przeciętnego Kowalskiego, który spłaca przecież jeszcze zwykle swoje mieszkanie. Tym bardziej że za cenę nowej corolli jeszcze niedawno można było kupić bmw czy audi z salonu.

Podwyżki się nie zatrzymają

Wojciech Drzewiecki przyznaje więc, że nowe auta stają się powoli trochę dobrem luksusowym. Lepiej raczej nie będzie. — Rosną wymagania co do emisyjności, podobnie jak jest coraz więcej wymagań dotyczących montowania kolejnych urządzeń w pojazdach. Nie jest tak, że producenci nie chcą ograniczać podwyżek. Zdają sobie sprawę, że nie sprzyjają one poprawie sprzedaży. Ale też jest tak, że przy tych rosnących wymaganiach, tych podwyżek ograniczyć się nie da — tłumaczy ekspert z Samar.

O tym, kto jest "winny" rosnącym cenom aut, można rzecz jasna dyskutować. Jedni winią urzędników w Brukseli, którzy często nie są entuzjastami motoryzacji i chcą promować transport zbiorowy, a w związku z tym narzucają kolejne kosztowne obowiązki producentom. Inni winią raczej koncerny motoryzacyjne, które chcą sprzedawać coraz to droższe pojazdy. Łatwych odpowiedzi natomiast tu nie ma — swoje robi sytuacja międzynarodowa i coraz większe koszty produkcji na całym świecie. Efekt jest w każdym razie taki, że auta są coraz kosztowniejsze.

W tej chwili sprzedawcy często podkreślają, że "to najlepszy moment na zakup auta", bo ceny mają podskoczyć już od stycznia 2025 r. Chodzi o dyrektywę CAFE (Clean Air For Europe). W jej ramach od stycznia wchodzą w życie nowe, bardziej restrykcyjne limity emisji CO2 dla samochodów spalinowych. To ma z kolei przełożyć się na podwyżki w salonach. Ekspert raczej nie spodziewa się jednak bardzo dramatycznych wzrostów dla klientów. Choć też one zapewne będą. Trendu podwyżkowego raczej w ogóle nie da się w najbliższych latach odwrócić.

Są "zwycięzcy" rosnących cen

Nie jest do końca natomiast tak, że nowe auta stają się dostępne tylko dla bardzo wąskiej elity. Ich sprzedaż mocno rośnie — w lipcu było to o ponad 18 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2023 r.

Grupą, która szeroko kupuje takie pojazdy, są przedsiębiorcy. Samar szacuje, że niemal 70 proc. takich aut kupują firmy, a resztę osoby fizyczne. Z tym że są to zwykle osoby fizyczne, które prowadzą działalność gospodarczą. Bardzo precyzyjnych danych tu nie ma, ale Samar szacuje, że przedsiębiorcy kupują nawet 90 proc. pojazdów z salonów. — To specyfika naszego rynku — wskazuje Wojciech Drzewiecki.

Przedsiębiorcy sięgają coraz częściej po samochody premium. W lipcu bieżącego roku ten segment wzrósł aż o 35 proc. względem tego samego miesiąca w 2023 r. Ulubionym modelem tego segmentu jest audi a4 — w lipcu sprzedało się 666 sztuk tego pojazdu. Dla porównania — w tym samym czasie sprzedało się 1,8 tys. sztuk jednak znacznie tańszej toyoty corolli.

Można powiedzieć, że przedsiębiorcy, których stać na auto premium, są w pewnym sensie wygranymi obecnej sytuacji rynku aut.

— Auta premium są niby droższe od tych popularnych, ale biorąc pod uwagę formy finansowania, ich ceny mogą być zbliżone do tańszych segmentów. Albo czasem niższe — wskazuje ekspert. I mówi, że zdarza się, że w cenie forda mondeo czy vw passata można dostać właśnie audi a4, czy bawarską konkurencję — bmw serii 3. Do tego, jak zauważa Wojciech Drzewiecki, producenci aut premium mają nierzadko bardzo atrakcyjne akcje wyprzedażowe.

Auta tego segmentu w Polsce są zwykle brane na leasing — zresztą podobnie jak ok. połowa wszystkich aut osobowych z salonów. Leasing nad Wisłą jest zwłaszcza atrakcyjny dla przedsiębiorców. Nic dziwnego zatem, że zwykły Kowalski, który pracuje na etacie, coraz częściej dochodzi do wniosku, że w salonie samochodowym nie ma czego szukać.

Analitycy rynku motoryzacyjnego przyznają, że Polacy po prostu lubią "markowe" auta. W tym sektorze dominuje u nas niemiecka wielka trójka, czyli audi, bmw oraz mercedes. Sporo nabywców znajdują też lexusy, volvo oraz porsche.

— Rynek premium rośnie u nas od dłuższego czasu, choć też różnice pomiędzy segmentami się zacierają. Często mamy do czynienia z tymi samymi dostawcami podzespołów, jeśli chodzi o auta premium i auta segmentu popularnego. Wizerunek marek jednak najwyraźniej się u nas utrzymuje — zauważa ekspert. Dodaje też, że posiadanie auta marki audi, mercedes czy bmw buduje też prestiż właściciela — a to może być bardzo ważne, jeśli jest on przedsiębiorcą.

Czym więc pojedzie Kowalski?

Tak, jak za czasów PRL nasz kraj się motoryzował dzięki "maluchom", tak w ostatnich dekadach działo się to głównie za sprawą aut sprowadzanych z zagranicy — przede wszystkim z Niemiec. Nasze ulice dosłownie zalały vw passaty czy golfy starszych generacji.

Zdaniem eksperta, masowy klient ciągle będzie jeździł autami używanymi. Ten rynek natomiast się zmienia. Poleasingowe auta często są bardzo atrakcyjne — więc Kowalski na etacie może po kilku latach przejąć audi Kowalskiego-przedsiębiorcy. Również same salony samochodowe zaczęły wyczuwać potencjał rynku używanego — i coraz częściej same sprzedają sprawdzone i odpowiednio przygotowane auta z drugiej ręki.

Nie oznacza to, że import z Zachodu się kończy. — Sprowadzane są coraz młodsze auta. Problem w tym, że choć są coraz młodsze, to są ciągle stare — zwykle trafiają do nas pojazdy 11-12-letnie — opowiada Wojciech Drzewiecki. Ekspert zauważa natomiast, że jest to i tak spory postęp. 10 czy 15 lat temu przeciętny sprowadzany samochód miał 14-15 lat. Inna sprawa, że i mieszkańcy zachodu Europy kupują coraz starsze samochody używane. Teraz średnia takich pojazdów oscyluje wokół 10 lat. Więc nasz rynek wyraźnie się "europeizuje" pod tym względem.

Wszystko więc wskazuje, że w najbliższych latach statystyczny Polak będzie preferował np. dziesięcioletnie audi a4, które można mieć w niezłym stanie za nieco ponad 40 tys. zł — niż chociażby nową dacię sandero, za którą w podstawowej wersji trzeba zapłacić ponad 60 tys. zł.

Zobacz także: Maserati czy Ferrari? Luksusowe auta najchętniej kupowane przez Polaków

"Elektryki" pozostają niszą

Jedno łączy Kowalskiego-przedsiębiorcę w nowym audi i Kowalskiego na etacie w audi, które ma dziesięć lat. To spory dystans co do elektryków. Jeśli chodzi o nowe auta, to stanowią one raptem 3 proc. rynku — i to się ostatnio nie zwiększa. Rynek elektrycznych aut używanych jest też bardzo mały — w dużej mierze dlatego, że kierowcy obawiają się spadku zasięgu kilkuletnich baterii.

Wojciech Drzewiecki przyznaje, że są pewne bariery psychologiczne, które hamują rozwój elektryków na naszym rynku. A poza psychologicznymi — również te jak najbardziej konkretne. Ekspert Samar przyznaje, że sam jeździ takim pojazdem — i jest bardzo zadowolony. Ma swój dom i panele fotowoltaiczne — więc ładowanie pojazdu w jego przypadku nie jest problemem. Inaczej wygląda to w przypadku kogoś, kto mieszka w bloku i nie może ładować pojazdu u siebie w garażu.

Zobacz także: Wszędzie czułem te spojrzenia. Rolls-Royce Spectre nie pozostawia nikogo obojętnym

— Choć może to się zmienić, jeśli infrastruktura się poprawi. Na przykład w Londynie są punkty do ładowania w latarniach. Jest ich na tyle dużo, że można pojechać do latarni, podłączyć się do gniazdka i ładować pojazd. Jeśli u nas będą takie rozwiązania, to może będziemy się bardziej przekonywać do elektryków — słyszymy od eksperta.

Autor: Mateusz Madejski, dziennikarz Business Insider Polska