Korespondencja z Paryża
Sukces Pikulik to może największa polska sensacja igrzysk, bo mowa o przedstawicielce dyscypliny z problemami, której reprezentanci wciąż płacą rachunek za długi sprzed lat spowodowane inwestycją w pruszkowski welodrom oraz za późniejszą nieudolność działaczy, którzy wciąż nie umieją sytuacji finansowej Polskiego Związku Kolarskiego (PZKol) uporządkować.
Doszło nawet do tego, że na ostatnia zawody kwalifikacyjne do igrzysk nasi zawodnicy musieli jechać za pieniądze swoje, klubów oraz darczyńców. Zbierali faktury z nadzieją, ale bez pewności, że ktokolwiek im wydatki zwróci. Ostatecznie wysłaliśmy na igrzyska siedmioro reprezentantów w kolarstwie torowym i niewielu liczyło, że ta wyprawa zakończy się medalem.
Czytaj więcej
Julia Szeremeta została wicemistrzynią olimpijską w boksie. Sukces, który odniosła, jednoczył Polskę, ale jej poglądy mogą ją podzielić.
Paryż 2024. Daria Pikulik wicemistrzynią olimpijską. „Pojechałam, jakby jutra miało nie być”
Omnium, czyli rywalizację złożoną z czterech konkurencji, Pikulik zaczęła od 14. pozycji w scratchu. Potem była trzecia w wyścigu tempowym i 10. w „eliminatorze”, gdzie co dwa okrążenia ostatnia odpada. Jej wysiłek w tej konkurencji mogli zmarnować sędziowie, którzy próbowali zdjąć Polkę z trasy już wcześniej, choć - gdy następowała eliminacja — jechała w środku stawki.
- To był ze strony arbitrów bezpardonowy faul. Krzyknąłem tylko: „Jedź dalej”. Dogoniła więc sprintem grupę, ale to ją rozbiło. Musiała się znów przedzierać, taka walka jest zupełnie inna. Dopiero teraz mogę powiedzieć, że może ta sytuacja wzmocniła jej determinację - wyjaśnia trener konkurencji średniodystansowych w kadrze kobiet Grzegorz Ratajczyk.