Powaga tej sytuacji jest niezwykła - do całego arsenału broni wytoczonych przeciwko niezawisłości wymiaru sprawiedliwości PiS dokłada jeszcze jeden: administracyjną kontrolę merytorycznej treści wyroków sądowych. O ustrojowym kontekście odmowy przez Sejm wykonania wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego - pisze prof. Jerzy Zajadło, filozof prawa
Przed organami Unii Europejskiej PiS jak mantrę powtarza, że stworzony system nominacji sędziowskich i model Krajowej Rady Sądownictwa są podobne do tych, które funkcjonują w wielu państwach europejskich i w związku z tym, że całe postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest tylko dyskryminacyjną polityczną szykaną wobec naszego kraju.
Kilka faktów z ostatnich dni pokazuje, że są to jednak rozwiązania całkowicie odmienne, ponieważ zatopione w niezrozumiałej dla Europy specyficznej „kulturze” polityczno-prawnej PiS.
Przykład nr 1 – na pytanie, czy to możliwe, że na listach poparcia członków KRS pojawiają się te same wzajemnie popierające się nazwiska, rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości z rozbrajającą szczerością odpowiada: A jeśli nawet, to co z tego?
Przykład nr 2 – sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, plącząc się w prawniczych bredniach, za rzecz absolutnie normalną uważa ostatecznie, że wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego może podlegać kontroli administracyjnej ze strony Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Przykład nr 3 – członek Krajowej Rady Sądownictwa triumfalnie przyznaje, że sam poparł swoją kandydaturę i że uważa to za powszechnie obowiązujący standard.
Tego jeszcze nie było – PiS wprowadza kontrolę treści wyroków sądowych
Myślę, że do wielu Polaków informacja o decyzji prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych wstrzymująca jakoby wykonanie wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego w ogóle nie dotarła, a jeśli dotarła, to większość osób nie będących prawnikami chyba nie uświadamia sobie jej systemowej powagi.
Z kolei prawnicy sprzyjający dobrej zmianie będą bez specjalnego zażenowania powtarzać swoje dotychczasowe brednie.
Tymczasem powaga tej sytuacji jest niezwykła – do całego arsenału broni wytoczonych przeciwko niezawisłości wymiaru sprawiedliwości PiS dokłada jeszcze jeden: administracyjną kontrolę merytorycznej treści wyroków sądowych.
A to już jest właściwie nie tylko kwintesencja ignoranckiego antykonstytucyjnego cynizmu tej władzy, ale i wyjście z pewnej kultury polityczno-prawnej wyznaczającej określone role legislatywie, egzekutywie i judykatywie.
W filozofii już dawno zaobserwowano pewien fenomen – niektóre pojęcia trudno jest zdefiniować pozytywnie (philosophia positiva), znacznie łatwiej określić je negatywnie (philosophia negativa).
W filozofii prawa typowym przykładem jest pojęcie sprawiedliwości – nie wiemy ostatecznie czym jest sprawiedliwość, wiemy natomiast – co w konkretnym przypadku jawi się jako niesprawiedliwość.
Gdyby przełożyć to ustalenie na próbę scharakteryzowania państwa tworzonego przez PiS, to mamy do czynienia z sytuacją podobną – trudno nam jednoznacznie zdefiniować tę hybrydę, znacznie łatwiej określić, czym ono nie jest.
Czym nie jest państwo PiS
Po pierwsze, wbrew wszelkim pozorom nie jest państwem demokratycznym.
Wprawdzie PiS ciągle powołuje się na demokratyczną legitymację wynikającą z wyborów 2015 roku, ale już dawno swoim sposobem sprawowania władzy większościowy wynik tej elekcji zamienił w karykaturę demokracji.
Trudno bowiem za wzorzec demokracji przedstawicielskiej uznać funkcjonowanie polskiego Sejmu i Senatu. Przeciwnie, jest mnóstwo przykładów, że przebiegający tam proces legislacyjny nie ma nic wspólnego z demokratycznymi procedurami stanowienia prawa i zamienił się w kompletną farsę.
Po drugie, już bez jakichkolwiek pozorów nie jest państwem prawa.
I to oczywiście nie dlatego, że brak w nim jakiegokolwiek prawa, lecz dlatego, że prawo traktowane jest w sposób instrumentalny i wybiórczy pod kątem interesu partyjnego, a nie interesu państwowego.
Tutaj przykładów jest też aż nadto, że
faktyczne decyzje prawotwórcze zapadają nie w ramach konstytucyjnych struktur państwowych, lecz w pozakonstytucyjnym tzw. centralnym ośrodku dyspozycji politycznej.
Tam też ostatecznie ustalana jest faktyczna treść niektórych aktów stosowania prawa i jego wykładni.
Po trzecie, jeśli za podstawowy komponent sprawiedliwości uznać równość wszystkich wobec prawa, nie jest to również państwo sprawiedliwe.
To jednak tylko prosta konsekwencja wspomnianego wyżej instrumentalnego i wybiórczego podejścia do prawa. Zaczęło się od wątpliwej decyzji ułaskawieniowej prezydenta, a później nastąpiła prawdziwa lawina przypadków uwalniania od odpowiedzialności swoich popleczników i ścigania politycznych przeciwników.
Do tego dochodzi uprzywilejowana pozycja Kościoła sprzeczna z ideą świeckości państwa, marginalizowanie opozycji naruszające zasady demokracji i dyskryminacja mniejszości naruszająca podstawowe prawa człowieka.
Po czwarte, nie jest to państwo oparte na trójpodziale władzy.
Nie tylko dlatego, że władza została skoncentrowana na poziomie wykonawczym, a parlament sprowadzony do roli fasadowej we wspomnianym wyżej znaczeniu, a władza sądownicza poddawana jest ciągłym próbom całkowitego politycznego podporządkowania kosztem swojej niezawisłości i bezstronności. Także dlatego, że nad konstytucyjną strukturą aparatu państwowego ciągle unosi się widmo ostatecznej decyzji po stronie wspomnianego tzw. centralnego ośrodka dyspozycji politycznej.
Po piąte, nie jest to państwo uczciwe.
Wprawdzie uruchomiło szereg pożądanych programów socjalnych, ale ich mechanizm nie pozwala na jednoznaczne stwierdzenie, na ile jest to rzeczywiście element postulowanej sprawiedliwości społecznej, a na ile populistyczny zabieg propagandowy mający zabezpieczyć przyszły sukces wyborczy.
Za tą fasadą kryją się bowiem pewne zdarzenia stawiające pod znakiem zapytania uczciwość władzy – np. skandaliczna dystrybucja państwowych środków pomiędzy swoich popleczników, agresywna i kłamliwa propaganda mediów publicznych, ukrywanie przed opinią publiczną niewygodnych dla władzy faktów.
Po szóste, nie jest to państwo proeuropejskie.
Od samego początku sprawowania władzy po wyborach 2015 roku PiS sprowadził państwo polskie na konfrontacyjny kurs wobec Unii Europejskiej pod pozorem obrony narodowych interesów. Towarzyszy temu
kwestionowanie podstawowej europejskiej aksjologii i pozorowanie dialogu z organami Unii Europejskiej narażające nas negatywne konsekwencje ekonomiczne, polityczne i prawne.
Po siódme wreszcie i co najważniejsze, nie jest to państwo oparte na konstytucji. PiS nie ukrywa swojej pogardy dla obowiązującej Konstytucji RP z 1997 roku i permanentnie narusza zarówno jej konkretne postanowienia, jak i kontestuje wyrażoną w niej aksjologię.
Sprowadzając Trybunał Konstytucyjny do roli organu fasadowego PiS praktycznie pozbawił Konstytucję jej prawnej funkcji kontrolnej.
Wywracanie porządku konstytucyjnego
Można by tego wymienić więcej, ale ograniczmy się, zgodnie z ulubioną przez PiS retoryką religijną, do tych siedmiu grzechów głównych.
Od przejęcie przez PiS władzy po wyborach 2015 roku mieliśmy do czynienia z pewnym ciągiem przypadkowych i zaplanowanych incydentów, które były przekraczaniem kolejnych, za każdym razem wydawało się nieprzekraczalnych granic i które złożyły się na scharakteryzowany wyżej negatywny obraz państwa PiS.
Sytuacja z wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego poddanym kontroli ze strony jednej z agend władzy wykonawczej z pozoru wydawać się może tylko kolejnym takim epizodem, instrumentalną sztuczką prawną pozwalającą na pominięcie niewygodnego dla władzy rozstrzygnięcia niezależnego sądu.
Jednak jak się bliżej przyjrzeć, to w swojej istocie wydaje się czymś więcej – może być bowiem zapowiedzią wywrócenia do góry nogami całego porządku konstytucyjnego.
I nie chodzi przy tym tylko o polski porządek ustrojowy wyznaczony postanowienia Konstytucji RP z 1997 roku, lecz w ogóle o utrwaloną przez wieki europejską kulturę konstytucyjną.
Ta tradycja ma wprawdzie swoje źródła głównie w epoce Oświecenia, ale jej korzeni można poszukiwać znacznie głębiej. W końcu to Cyceron wypowiedział już ponad dwa tysiące lat temu następujące zdanie:
„Praw sługami urzędnicy, praw tłumaczami sędziowie, praw dlatego zatem wszyscy jesteśmy niewolnikami, żebyśmy mogli być wolni”.
*Jerzy Zajadło – prof. dr hab., filozof prawa, kierownik Katedry Teorii Filozofii Państwa i Prawa Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego, Laureat nagrody im. Edwarda J. Wende (2017), członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego.
Mam przekonanie, że dzisiejszy wywiad redaktora Sroczyńskiego z byłym trzecim bliźniakiem JK Ludwikiem Dornem zbieżny jest z tezami pana profesora zgrupowanymi pod śródtytułem
"Czym nie jest państwo PiS"
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,53222,25058923,dorn-widze-pis-jako-pierwotniaka-ma-parzydelka-nibynozki.html
Gorzej panie Dorn, ten pierwotniak zżera sam siebie.
Były takie czasy gdy na każdej masówce, na każdym marszu pierwszomajowym niesiono hasło "PROGRAM PARTII PROGRAMEM NARODU. Cóż historia zatoczyła koło i POLEXIT mruga do nas zalotnym okiem. Powodzenia Suwerenie.