Internauci zarzucają sieć opisami dantejskich scen, które odbywają się w sklepach na terenie całego kraju. Piszą o "zapaszkach" unoszących się nad kasami, taśmach zawalonych opróżnionymi już pudłami i "cebulandii", która je do sklepów tłumnie znosi. "Pan przede mną zaczął wyrzucać przy kasie puste opakowania. MIAŁ ICH 4 WIELKIE TORBY. Po wszystkim: ciastka, masła, jogurty, chemia gospodarstwa domowego, opakowania po wędlinach i mięsie itp., itd... (...) Ludzie nakupili marek własnych Lidla za setki złotych, przynieśli do domu, zjedli bądź przepakowali do jakichś worków (bo trudno mi uwierzyć, a puste opakowania odnieśli do sklepu, po to, by odzyskać kasę. "Niezadowolenie z zakupu" to tylko pretekst" – pisze jedna z osób. Posty o prostackim wręcz zachowaniu klientów zalewają internet. Nie trzeba jednak w nim grzebać, wystarczy zajrzeć na fanpage marketu. To prawdziwa skarbnica doświadczeń osób, które z zażenowaniem przyglądają się akcji "Gwarancja satysfakcji". Co na to Lidl? Administracja strony na Facebooku odpowiada na wiadomości w jeden sposób: "Celem akcji jest zagwarantowanie klientom całkowitej satysfakcji z zakupionych w naszych sklepach produktów marek własnych. Wierzymy, że dzięki temu podczas kolejnych zakupów konsumenci będą mogli dokonać trafnych wyborów, co może zminimalizować marnowanie żywności w gospodarstwach domowych". Prosi też o składanie reklamacji.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl